Takie właśnie wyszły bagietki z przepisu Evenki.
Obiecywałam sobie nic nie piec ani nie gotować - nie miałam czasu na wyprawy nawet do sklepu pod blokiem. Ale składniki potrzebne do upieczenia tych wspaniałych bagietek ma się praktycznie zawsze w domu, i tyle zostało z moich postanowień. Na szczęście roboty wymagającej fizycznej obecności w kuchni i oderwania się od kompka nie ma przy nich dużo, więc moja praca wiele na tym nie straciła. Idealne, gdy się pracuje w domu. I te zapachy...
Przepis jest genialny w swojej prostocie. Tylko kilka składników, minimum czynności. Idealne - moim zdaniem - proporcje.
Bagietki
autorem przepisu jest Evenka, pozwolę sobie go zacytować.
75 dag mąki
3 dag drożdży
1,5 łyżeczki soli
1,5 szkl. wody
Do miski wsypać mąkę, zrobić w niej dołek, wkruszyć drożdże, wlać wodę, zamieszać i pozostawić na kwadrans. Następnie dodać sól i wyrabiać tak długo, aż pojawią się pęcherzyki powietrza. Gotowe ciasto oprószyć mąką i pozostawić do wyrośnięcia na 2-2,5 godz. Uformować bagietki (powinny wyjść 3), przełożyć na blachę posypaną mąką i ponownie pozostawić na kwadrans. Po tym czasie naciąć bagietki ukośnie, zwilżyć wodą i włożyć do piekarnika nagrzanego do 250 st.C. Piec ok.40 minut.
Ja piekłam pół - bagietki, bo mam malutki pół-piekarnik. Mniejszym bułeczkom wystarczyło trochę ponad 30 minut. Jedna partia zostawiona na dłużej miała aż za chrupiącą skórkę.
I pamiętajcie o soli /wstydzioch/, bo dodaje się ją osobno, nie z innymi składnikami i szykując się do zagniatania łatwo o niej zapomnieć, co właśnie piekąc po raz pierwszy wykonałam.