czwartek, 20 sierpnia 2009

Chrupiąca skórka, mięciutki, puchaty środek



Takie właśnie wyszły bagietki z przepisu Evenki.
Obiecywałam sobie nic nie piec ani nie gotować - nie miałam czasu na wyprawy nawet do sklepu pod blokiem. Ale składniki potrzebne do upieczenia tych wspaniałych bagietek ma się praktycznie zawsze w domu, i tyle zostało z moich postanowień. Na szczęście roboty wymagającej fizycznej obecności w kuchni i oderwania się od kompka nie ma przy nich dużo, więc moja praca wiele na tym nie straciła. Idealne, gdy się pracuje w domu. I te zapachy...

Przepis jest genialny w swojej prostocie. Tylko kilka składników, minimum czynności. Idealne - moim zdaniem - proporcje.



Bagietki

autorem przepisu jest Evenka, pozwolę sobie go zacytować.

75 dag mąki
3 dag drożdży
1,5 łyżeczki soli
1,5 szkl. wody

Do miski wsypać mąkę, zrobić w niej dołek, wkruszyć drożdże, wlać wodę, zamieszać i pozostawić na kwadrans. Następnie dodać sól i wyrabiać tak długo, aż pojawią się pęcherzyki powietrza. Gotowe ciasto oprószyć mąką i pozostawić do wyrośnięcia na 2-2,5 godz. Uformować bagietki (powinny wyjść 3), przełożyć na blachę posypaną mąką i ponownie pozostawić na kwadrans. Po tym czasie naciąć bagietki ukośnie, zwilżyć wodą i włożyć do piekarnika nagrzanego do 250 st.C. Piec ok.40 minut.

Ja piekłam pół - bagietki, bo mam malutki pół-piekarnik. Mniejszym bułeczkom wystarczyło trochę ponad 30 minut. Jedna partia zostawiona na dłużej miała aż za chrupiącą skórkę.
I pamiętajcie o soli /wstydzioch/, bo dodaje się ją osobno, nie z innymi składnikami i szykując się do zagniatania łatwo o niej zapomnieć, co właśnie piekąc po raz pierwszy wykonałam.

środa, 19 sierpnia 2009

Piegowata przyjemność



Uwielbiam kruche ciasteczka, ale staram się nie piec ich na co dzień, bo mogę zjeść każdą ilość. To należy do kampanii ochrony kształtów.
Na szczęście zawsze znajdzie się jakiś pretekst - uważam, że ten wczorajszy był idealny. Wieczorne spotkanie na grę w pociągi (baardzo fajna gra planszowa, polecam!) i 5 chętnych, by dzielić ze mną pół kostki masła, to więcej niż potrzebuję żeby zacząć planować wypieki, o których zazwyczaj tylko fantazjuję, a potem odkładam gdzieś głęboko i zabieram się za przyrządzanie sałatki greckiej.
Tym razem padło na pieguski, bo bardzo lubię te sklepowe. Przepis znalazłam na ulotce jednego z banków. Wiem, że to dziwnie brzmi, ale to w sumie dobry pomysł - udało im się skłonić mnie, bym nie wyrzuciła od razu ulotki.
Ciasteczka wyszły pyyszne i szybko zniknęły. Prezentowały się bardzo ładnie i wspaniale pachniały.
Proporcje musiałam zmniejszyć, bo nie potrzebowałam wagonu ciasteczek. Z podanych niżej wyjdzie ich około 30. Przepis wzbogaciłam też rodzynkami. Było niezłe, choć łatwo się przypiekają i robią się gorzkawe.



Pieguski
100g miękkiego masła
pół szklanki cukru (dałam mniej i było ok)
1 małe jajko
1 szklanka i 2 łyżki mąki
szczypta soli
pół łyżeczki sody
"większa połowa" gorzkiej czekolady pokrojonej w małą kostkę (dajcie taką nawet jeśli wolicie mleczną - wcale nie jest mało słodka w tych ciasteczkach)
pół szklanki orzechów włoskich
pół szklanki rodzynek (opcjonalnie)

Utarłam masło z cukrem, dodałam jajko i wymieszałam całość. Do gładkiej masy dodałam mąkę wymieszaną z sodą i solą i ponownie wszystko wymieszałam. Na końcu dodałam czekoladę rodzynki i orzechy. Uformowałam małe kuleczki wielkości orzecha włoskiego, układałam na blasze i leciutko spłaszczałam. Trzeba zachować spore odstępy pomiędzy ciasteczkami, bo w czasie pieczenia rozpływają się. Piekłam 10 minut w temperaturze 200 C.

niedziela, 16 sierpnia 2009

Tarta. cukinia, boczek, chilli



Nie piekłam wcześniej tart. Nie mam pojęcia czemu - nigdy do mnie nie przemawiały. Dopiero połączenie przepięknego zdjęcia i zachęcającego przepisu na blogu pieprz czy wanilia oraz chorej ilości cukinii w mojej lodówce, skłoniły mnie do eksperymentów.
Ciasto zachowałam bez zmian, bo czegoś się trzeba trzymać na pierwszy raz. Nadzienie wzbogaciłam boczkiem. Świetne połączenie.

Tarta z cukinią

przepis za Małgosią dz. z pieprz czy wanilia z moimi modyfikacjami w zakresie nadzienia

ciasto:

200 g mąki
100 g zimnego masła, pokrojonego na małe kawałki
2 łyżeczki cukru
szczypta soli
2 łyżki zimnej wody

Zagniotłam mąkę z masłem do momentu, kiedy uzyskałam jednolitą konsystencję - nie mogłam już wyczuć kawałków masła. Dodałam sól i cukier i gniotłam jeszcze przez chwilę. Potem dolałam wodę i wyrobiłam gładkie ciasto, które powędrowało na godzinkę do lodówki (min 30 minut). Ciastem wyłożyłam blachę o średnicy 22 cm i piekłam 10 minut w temperaturze 180 C.

nadzienie:
2 średnie cukinie
2 plasterki boczku
cebula
1-2 ząbki czosnku
2 małe papryczki chilli (było ostre - tak jak czasem lubię)
garść utartego żółtego sera
jajko
pomidor
zioła prowansalskie
sól
pieprz

Cukinię starłam na tarce, posoliłam i zostawiłam by puściła sok (3o min). Potem należy ją porządnie odcisnąć. Na patelni rozgrzałam olej, podsmażyłam boczek pokrojony w małe kawałki, cebulę, czosnek i odciśniętą cukinię. Dodałam chilli. Cukinia musi zmięknąć, zmniejszyć swoją objętość - poddusić się. Poczekałam aż farsz przestygnie, dodałam jajko i żółty ser, plus sól i pierz. Wymieszałam nadzienie i nałożyłam na podpieczony kruchy blat. Na wierzchu położyłam plastry pomidora i zapiekłam przez 20 minut w temperaturze 180 C. Po wyjęciu tarty posypałam ją ziołami prowansalskimi.

Tarta wyszła pyszna, choć straciłam do niej część sympatii, kiedy policzyłam sobie, że w cały placek weszło pół kostki mała, ja zjadłam dwie ćwiartki tego specjału i w rezultacie udało mi się spożyć ćwierć kostki masła. Ale w sumie było na prawdę warto.
Następnym razm zrobię tartę na spodzie półkruchym lub krucho - drożdżowym. Dodam też nieco więcej cukinii, żeby ciasto było do niej tylko dodatkiem, a nie odwrotnie.

wtorek, 11 sierpnia 2009

bułeczki śniadnaiowe

Codziennie podglądam blogi na których piecze się pieczywo. Zaczynam mieć fantazje na temat zakwasu, słowo. Gromadzę wiedzę i produkty, a moje postanowienie, że zacznę piec pieczywo jest coraz silniejsze. Niech ja tylko przestanę się tak okropnie wakacyjnie szwendać, wrócę porządnie do domu, do swojej kuchni i będę miała warunki, żeby doglądać fermentacji to wtedy...no zobaczymy co wtedy. Mam nadzieję że będzie smacznie i satysfakcjonująco.
Na razie namiastka. Szybka, prosta i bardzo smaczna. Bułeczki pszenne z dodatkiem mąki żytniej razowej.



Przepis pochodzi z któregoś ze starych numerów ELLE, z moimi zmianami, głównie proporcji, bo kto potrzebuje na raz 25 bułeczek?!

Bułeczki śniadaniowe

400 g mąki pszennej
100 g mąki żytniej razowej
1,5 szklanki mleka
0,5 łyżeczki soli
0,5 łyżeczki soli
50 g drożdży

Wyszło 12 bułeczek.

Podgrzałam mleko, dodałam cukier i rozpuściłam w tym drożdże. Mąkę wymieszałam dokładnie z solą i połączyłam wszystkie składniki. Wygniatałam chwilkę aż ciasto stało się spójne, elastyczne i gładkie a potem odstawiłam na dwie godziny do wyrośnięcia (wnętrze mikrofalówki gwarantuje brak przeciągów). Kiedy ciasta zrobiło się mniej-więcej dwa razy więcej zagniotłam je szybciutko jeszcze raz i uformowałam małe bułeczki wielkości mandarynki. Ułożyłam je blaszce, posmarowałam odrobinką mleka i piekłam w 200 C przez 25 minut.