poniedziałek, 20 lipca 2009

Bezy jako naturalna konsekwencja jagodzianek



Przepis na jagodzianki wymaga 3 żółtek. Moim ulubionym sposobem na zagospodarowanie pozostałych białek są bezy, pod warunkiem, że mam kogo nimi częstować. Osobiście uwielbiam dobrze podpieczone bezy - nie przepadam za ciągnącym się i lepkim środkiem. To dlatego na moim stole często goszczą bezy w kolorze cappuccino - i choć wiem, że są niekanoniczne, najlepiej mi takie smakują.
Lubię formować bezy dwoma łyżeczkami - ich kształty niczym nie przypominają wtedy sklepowych, fabrycznych wyrobów. Gdy wszystkie są takie same jest upiornie nudno.
Metodą konsekwentnych prób wciąż obniżam zawartość cukru w bezie. Z klasycznego przepisu 100g cukru na 1 białko doszłam na razie do 50g cukru. Wciąż próbuję przesunąć tę granicę, bo 50g to jednak 4 łyżki stołowe, lecz czuję, że niedługo zaczną mi się rozlewać i ogólnie nie wychodzić. Jak dojdę do granicy to dam znać.

Bezy ze zmniejszona ilością cukru:

50g cukru na 1 białko
szczypta soli.

Ubijam białka ze szczyptą soli i kiedy są już prawie ubite, ale jeszcze płynne zaczynam stopniowo dodawać cukier. Piana natychmiast staje się błyszcząca i bardzo sztywna. Na papierze do pieczenia układam dwoma łyżeczkami (lub rogiem torebki do mrożonek, lub specjalną szprycą) kulki wielkości orzecha włoskiego. Piekę je cierpliwie w 100 C przez ponad dwie godziny. Podkreślam, że cierpliwie, bo zwiększanie temperatury w celu popędzenia bezików nieodmiennie kończy się katastrofą. Czas pieczenia zależy od piekarnika, więc sprawdzam czy są już dobre na początku dźgając palcem a potem zjadając po kolei bezy leżące najbliżej drzwiczek :-).

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz